Nasz Wałbrzych - niezależny portal miejski

wtorek, 27-09-2022r., godz. 15:12 kalendarium»
imieniny: Damiana, Mirabeli, Wincentego prezent»
zobacz swój horoskop na dziś»
pogoda w serwisie Onet.pl»
Interesuje Cię reklama w portalu? Zadzwoń 513-356-714






2010-06-25 / 07:23

Strażak na Górze Wiatrów

dodał: Bartek Mazur

Erwin Siodłak jest starszym ogniomistrzem w Państwowej Straży Pożarnej w Wałbrzychu. Wielokrotnie uczestniczył w niebezpiecznych akcjach, ratując ludzkie życie, zdrowie i dobytek, sam przy tym ryzykując wiele. Ale taka to służba.





W życiu prywatnym także nie stroni od ekstremalnych wyzwań. Od lat ściga się w kolarskich maratonach, bywa, że 300-kilometrowych i zajmuje wysokie lokaty w Pucharze Polski. Przejechał też jednorazowo 1008 km w Ultramaratonie Imagis Tour. Niedawno skończył 50 lat. Zapragnął uczcić jubileusz kolejnym wyzwaniem, a mianowicie wjechaniem na Mont Ventoux, najwyższy (1912 m npm) szczyt we francuskich Prealpach Południowych, zwany Górą Wiatrów, Olbrzymem Prowansji, a przez kolarzy Diabelską Górą. Jest ona zbudowana głównie z wapienia, z największym w Europie kompleksem lasów cedrowych. W rejonie pozbawionego roślinności szczytu, prędkość wiatru często przekracza 100 km/godz., a notowano już prędkości trzykrotnie większe. Tu kończy się najtrudniejszy etap Tour de France. W 1967 r. angielski kolarz Tom Simpson zmarł krótko przed wjazdem na szczyt, do czego, oprócz trudów wyścigu, przyczyniły się środki dopingujące. Natomiast w 1970 r. słynny Belg Eddy Merckx zemdlał po wygraniu etapu na Mont Ventoux. Mocnym polskim akcentem było tu zwycięstwo etapowe Sylwestra Szmyda podczas wyścigu Criterium du Dauphine Libere w ubiegłym roku.

- Do zadania przygotowywałem się zimą, a ponieważ była wyjątkowo śnieżna, na treningowych trasach łatwo nie było. Ale przecież czekały mnie jeszcze większe trudności. Głównym motorem i duszą przedsięwzięcia z udziałem 6 wałbrzyszan, był Mariusz Piotrowski, który zadbał o stronę organizacyjną oraz zapewnił transport, za co jesteśmy mu bardzo wdzięczni – wyjaśnia.

5 czerwca wyruszyli z Wałbrzycha.

– Jechaliśmy busem pana Piotrowskiego. W jedną stronę 1550 km. Po przyjeździe ulokowaliśmy się w górskiej wiosce, skąd do miejsca startu mieliśmy 10 km. Do wyścigu o wyjątkowej skali trudności stanęło ok. 2 tys. kolarzy z wielu krajów. Przygotowani byliśmy na spore przeciwności, ale to, czego doświadczyliśmy, trudno opisać słowami. Po pierwsze – różnica temperatur. Kiedy szykowaliśmy się do wyjazdu z Wałbrzycha, było chłodno i deszczowo, a w dniu startu termometry wskazywały 34 st. C. Aby wdrapać się rowerem na Mont Ventoux, trzeba było przejechać 170 km, z czego aż 38 km stanowiły bardzo strome podjazdy. I to jakie! W przypadku zatrzymania się, bardzo trudno było ponownie „rozkręcić” rower. Widziałem kolarzy spadających ze swoich maszyn, którzy trafiali w ręce odpowiednich służb podających tlen. Ta góra nie daje odpocząć nawet na moment i od lat jest złym snem kolarzy. Wysiłek koszmarny. Na długo zapamiętam stromą wspinaczkę w dusznym lesie. Na punktach kontrolnych podawano m.in. sery i winogrona. 5 km przed metą wyjechaliśmy na istną „patelnię” – odkryte, skaliste pustkowie, smagane gorącym wiatrem, usiane kamieniami i białym piaskiem. Setnie zmordowani osiągnęliśmy szczyt, na którym znajduje się obserwatorium meteorologiczne, 50-metrowej wysokości nadajnik telewizyjny i XV-wieczna kaplica pw. Świętego Krzyża. Zmęczenie niwelowała radość i satysfakcja z pokonania piekielnej góry. Dla mnie góry życia. Osiągnąłem cel po 7 godzinach, 10 minutach i 45 sekundach. Otrzymałem za to specjalny medal oraz certyfikat Brevet de Bronze. Później okazało się, że należał mi się nie Brązowy, lecz Srebrny Certyfikat. Mam nadzieję, że organizatorzy naprawią swoją pomyłkę, ale przede wszystkim liczy się duma z osiągniętego celu – opowiada.

To nie jedyna tego rodzaju zagraniczna wyprawa Erwina Siodłaka. Już trzykrotnie uczestniczył w szosowym wyścigu górskim La Marmotte we francuskich Alpach, który tradycyjnie rozpoczyna się w dniu inauguracji Tour de France. Najwyższym szczytem, na który należało wjechać, był Col du Galibier (2645 m npm), a na trasie w De Bourg d’Oissans znajdowała się istna „ściana płaczu”. Do mety w Alpe d’ Huez prowadziło 13,5 km z aż 21 „agrafkami”. Tam również musiał pokonać mordercze wspinaczki, a jeden ze zjazdów omal nie skończył się dla Siodłaka tragicznie. Ale z Francji wrócił ze Srebrnym Certyfikatem. 21 sierpnia wałbrzyski strażak wystartuje w Wyścigu Bałtyk-Bieszczady, ze startem w Świnoujściu, a metą w Ustrzykach Górnych. Trasę 1008 km należy przejechać w… jednym etapie! W 2007 r. trasę tę pokonał w ciągu 54 godzin i 40 minut.
Andrzej Basiński









co czytamy we wrześniu
1. Festiwalowe lato
2. Foto: Rozpoczęcie lata na...
3. Sprawy romskie
4. Stare zdjęcia: Biały Kami...
5. Gmina Głuszyca - główne i...

walbrzych.info
redakcja    reklama    logo, banery    regulamin    zgłoś błąd

Copyright © 2003-2022 walbrzych.info