Nasz Wałbrzych - niezależny portal miejski

wtorek, 27-09-2022r., godz. 14:59 kalendarium»
imieniny: Damiana, Mirabeli, Wincentego prezent»
zobacz swój horoskop na dziś»
pogoda w serwisie Onet.pl»
Interesuje Cię reklama w portalu? Zadzwoń 513-356-714






walbrzych.info poleca

zobacz też
* Propozycje turystyczne

2012-02-19 / 19:44

Przyroda Wałbrzycha: Góry Czarne

dodał: Joanna Grzelak



Dziś przedstawiamy pierwszy z serii artykuł poświęcony wycieczkom po bogatych przyrodniczo okolicach Wałbrzycha. Zachęcamy do zapoznania się z ciekawą trasą przechodzącą przez Borową, najwyższą – wbrew powszechnej opinii – górą Wałbrzycha. Obejrzysz także mapę i zdjęcia.

Trasa: ul. Świdnicka — ul. Tatrzańska — przełęcz Szypka — Dłużyna — Wołowiec (kamieniołom) — Kozioł — przełęcz Kozia — Borowa — przełęcz pod Borową — przełęcz Kozia — ul. Świdnicka


View Larger Map

Góry Wałbrzyskie zarówno wałbrzyszanom, jak i części miłośników pieszej turystyki spoza miasta znane są głównie z charakterystycznego wierzchołka górującego nad Kotliną Wałbrzyską. Jest to zewsząd widoczna i dobrze rozpoznawalna kopuła Chełmca (851 m n.p.m). Ten samotny masyw często mylnie uważany jest za najwyższy szczyt Gór Wałbrzyskich. Okazuje się, że w południowo wschodniej części miasta wznosi się pasmo górskie, w którym prym wiedzie najwyższa góra w okolicy.

Borowa (854 m n.p.m.) jest jednym ze szczytów należących do pasma Gór Czarnych, które są częścią Gór Wałbrzyskich. Wałbrzyska część pasma o wysokościach przekraczających 600 m n.p.m zamyka kotlinę Wałbrzyską od południowego wschodu. Tworzy ją kilka szczytów : Dłużyna (685 m n.p.m), Mały Wołowiec (718 m n.p.m), Wołowiec (776 m n.p.m), Kozioł (774 m n.p.m), Borowa (854 m n.p.m) – czyli najwyższe wzniesienie Gór Wałbrzyskich. Przez szczyty biegnie niebieski szlak, którym można dojść z centrum miasta spod wałbrzyskiego oddziału PTTK m.in. do bardzo popularnego schroniska Andrzejówka.

Słoneczny dzień sprzyja wędrówkom. Wyruszam więc z ul. Świdnickiej, skąd kieruję się na jedną z nielicznych, bocznych uliczek, „górsko” zwaną ul. Tatrzańską. Szeroka, kamienista droga prowadzi mnie coraz bardziej ku górze, przed sobą mam otwierającą się szeroko dolinę i soczystą zieleń lasu porastającego okalające drogę zbocza.

Choć trasa oznakowana nie jest, ul. Tatrzańska jest na tyle krótka, że łatwo określić dalszy ciąg wędrówki. Mijam więc ujęcie wody po swojej lewej ręce i schodzę z drogi, przeskakuję leniwie płynący strumyk i wspinam się po ledwie widocznej, trawiastej ścieżce. Nagle stop! na samym środku spostrzegam ogromną liszkę. Kilka zdjęć, bo naprawdę jej rozmiar robi wrażenie. Niestety „modelka” jest mało ruchliwa, więc pozostawiam ją leniwie leżącą wśród trawy.

Droga wciąż się pnie. Na pierwszy rzut oka wydaje się łagodnie, jednak podchodząc coraz wyżej powoli zaczynam czuć stromość stoku. Przede mną kilka budynków kończącej się przy ścianie lasu ul. Tatrzańskiej, przede mną jeszcze bardziej stroma i niestety kamienista ścieżka. Wchodzę na przełęcz Szypką. Na wielu mapach jest ona błędnie opisana jako „Szybka”. Na niemieckich mapach miejsce to jest nazywane „Schipen Pass”, a wiadomo, że niektóre nazwy geograficzne uległy po prostu spolszczeniu po 1945 r. Jednak w tym przypadku polska nazwa jest tylko poprawna ortograficznie.

Na przełęczy znajduje się niewielka polanka otoczona przez buki, na której przez długi czas znajdowało się kilka elementów zagospodarowania turystycznego, m.in. niewielka, drewniana wiata turystyczna z kilkoma ławkami oraz oznakowanie turystyczne. Niestety, lokalna „społeczność” zdewastowała bardzo dokładnie to miejsce, z wiaty i ławek nie pozostało kompletnie nic. Miejsce na ognisko wciąż jest, a przy najbliższym drzewie niedbale zawiązany jest worek na śmieci. Ale jest!

Odpoczywam chwilę i podejmuję dalszą wędrówkę. Wejście trwało zaledwie 15 minut więc zmęczenie nie jest duże. Skręcam w prawo na przełęczy i podążam drogą trawersującą zbocze Dłużyny, u której podnóża otwiera się leżąca niżej dolina z ul. Tatrzańską w centrum. Przypominam sobie nazwę tego miejsca, którą kiedyś słyszałam od ojca - „Wrota doliny”. Rzeczywiście – pasuje idealnie. Miejscami, po swojej prawej ręce, pomiędzy licznymi samosiewami klonu i brzozy mam malowniczy widok na dolinę i położoną dalej ul. Świdnicką wraz z najwyższym z trzech Niedźwiadków górującym w tle.



Wchodzę wąską, nieco błotnistą ścieżką w las i wychodzę na skrzyżowanie z szeroką, porośniętą częściowo trawą drogę. To trasa rowerowa, skręcam więc w lewo i ostrożnie idę, ponieważ rowerzyści często jeżdżą tutaj dość szybko. Dziś nie spotykam jednak nikogo. Po 15 minutach łagodnego podejścia wychodzę na otwarty teren. Po swojej prawej ręce mam rozległą panoramę Wałbrzycha. To widok z najwyższej półki... dawnego kamieniołomu zwanego „Dachem Wałbrzycha”. Dawnego, ponieważ zamknięto go w latach 80., pozostawiając nieco księżycowy krajobraz, który na szczęście złagodziła natura. Jednak z wielu miejsc w mieście widać charakterystyczne półki, jakby bliznę na zboczu góry Wołowiec. Wydobywano tutaj melafir - skałę pochodzenia wulkanicznego, wykorzystywaną m.in. jako tłuczeń pod drogi czy nasypy kolejowe. Bardzo dobrze, że zaprzestano, bo pomimo oddalenia od głównych dróg czy zabudowań, hałas podczas „strzałów” był ogromny, no i oddziaływanie na środowisko również niekorzystne. Kamieniołom w górach? co za okropność! Niestety, niedaleko mamy przykład niszczenia piękna polskich gór kosztem rozwoju przemysłu w regionie – kamieniołom melafiru w Rybnicy Leśnej, który straszy wszystkich turystów odwiedzających schronisko Andrzejówka leżące w sercu Gór Suchych.

Jednak wałbrzyski kamieniołom sam w sobie obecnie jest już pewnego rodzaju atrakcją turystyczną – stanowi jeden z najlepszych, lokalnych punktów widokowych (oznaczany na wielu mapach) na okoliczne góry, z Chełmcem na czele, a także Góry Suche i Karkonosze. Przy pięknej pogodzie aż nie chce się stamtąd iść - widoki aż się proszą, żeby je fotografować – co czynię – i postanawiam kontynuować „dłuższy spacer”.

Wracam z półki kamieniołomu na drogę. Nadal idę trawersem, jednak teraz „depczę” po zboczu Wołowca. Warto nadmienić, że pod tą górą znajduje się najdłuższy tunel kolejowy w Polsce. Po ok. 10 minutach marszu mijam po swojej lewej stronie wysoką skałę tuż przy drodze. Prowadzi na nią wąska, bardzo stroma ścieżka. Zainteresowanych zachęcam (przy ładnej pogodzie i w dobrych butach!) na poświęcenie kilku minut i wdrapanie się na skałę. Na górze jest okazja do podziwiania kolejnej panoramy miasta i gór. Ostatnio gdzieś zasłyszałam ciekawe określenie tego miejsca – „Wałbrzyski Giewont”. Cóż… myślę, że jest ono bardzo adekwatne, ponieważ na skale stoi biały, charakterystyczny i dobrze widoczny krzyż.

Ja omijam skałę z krzyżem i po kolejnych 15 minutach łagodnie schodzę ku obniżeniu. Stoję własnie na Przełęczy Koziej. To rozległe obniżenie pomiędzy stromo opadającym Kozłem a jeszcze bardziej stromą Borową. Tak właśnie – te niepozornie wyglądające z daleka góry charakteryzują się dużą różnicą wysokości względnej. Nie wejdziesz na górę i spokojnie możesz przemierzyć sobie cały wypłaszczony grzbiet, jak jest w Karkonoszach. Te niepozorne Góry Czarne potrafią zmęczyć niejednego wytrawnego piechura. Zawdzięczają tą cechę swojemu wulkanicznemu pochodzeniu. Strome podejście, strome zejście… i tak cały czas. Ja ominęłam niebieski, prowadzący przez szczyty szlak, bo przecież w planach miałam tylko spacer…

Kilka zdjęć i dalej w drogę. Stoję pod Borową i jak zwykle z powątpiewaniem patrzę na jej strome stoki. W lewo prowadzi szlak, ja jednak wybieram szeroką, żwirową drogę prowadzącą w prawo i trawersującą górę od północnego zachodu. Uskuteczniam szybki marsz (kije trekkingowe sprawiają, że mam wrażenie, iż frunę nad drogą), jednak po chwili muszę zwalniać i schodzić z drogi rozpędzonemu rowerzyście, a potem kolejnemu. Nie dziwię się, ponieważ dookoła Borowej prowadzi jedna w wałbrzyskich tras rowerowych, charakteryzująca się bardzo rozbudowanym profilem. Rowerzyści – jak najbardziej na tak. Nie zapomnę jednak, jak podczas jednego z wypadów w Góry Sowie o mało nie rozjechali mnie miłośnicy quadów... Wrrr... wciąż nie ma na nich skutecznego sposobu.

Droga wciąż prowadzi przez las, dlatego widoki mam ograniczone. Po 20 minutach mijam skrzyżowanie, gdzie moja droga przecina się z czerwonym szlakiem prowadzącym na szczyt z dworca kolejowego Wałbrzych Główny. Polecam wejście tym szlakiem na szczyt wszystkim leniwym – jest dłuższe ale o wiele mniej męczące niż podejście od wschodniej strony. Las się przerzedza, wychodzę na rozległą polanę z pięknymi widokami. Jak na dłoni mam Góry Kamienne – m.in. Jeleniec z ruinami zamku Rogowiec, słynna góra Klin ceniona przez fanów sportów paralotniarskich oraz nieszczęsny Bukowiec. Nieszczęsny, ponieważ większa część góry została pochłonięta przez żądny urobku przemysł wydobywczy. Tak, właśnie tam znajduje się kamieniołom melafiru w Rybnicy Leśnej. Jestem oddalona o kilka kilometrów, jednak aż tutaj dochodzi hałas, który generują ciężarówki i cała maszyneria związana z wydobyciem. Widok jest smutny, bo nie wróży nic dobrego – melafir jest wciąż potrzebny, więc kolejne miejsca do wydobycia też. Głośno jest teraz o poszerzeniu tego kamieniołomu, co oznaczać będzie zagładę dla rozwoju turystycznego w tej okolicy. Może to zbyt mocne słowa, jednak trzeba pamiętać, że oprócz turystów są tu jeszcze zwierzęta, które też mają prawo tu przebywać. Cały obszar jest objęty ochroną - już na przełęczy Koziej wkroczyłam na obszar Parku Krajobrazowego Sudetów Wałbrzyskich. Duża część tego parku jest również objęta programem Natura 2000.



Zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia… panorama gór, splamiona przez przemysł wciąż czaruje swoim urokiem. Spoglądam na prawo – tam wyraźnie rysuje się pasmo Dzikowca, gdzie znajduje się zdobywający popularność ośrodek sportów zimowych. Przede mną schowana za Bukowcem i Klinem czai się Waligóra – najwyższy szczyt Gór Kamiennych.

Schodzę z doliny w kierunku Rybnicy Małej. Ide szlakiem zielonym, który schodzi do wsi i dalej prowadzi do schroniska Andrzejówka. Trzeba jednak uważać, aby nie zostać potrąconym przez jedną z wielu ciężarówek, które kursują nieprzerwanie na trasie kamieniołom - bocznica kolejowa przy PKP Wałbrzych Główny, ponieważ szlak biegnie wzdłuż asfaltowej drogi prowadzącej do samego schroniska. Postanawiam porzucić szlak, bo chciałabym już wrócić do domu – z krótkiego spaceru zrobiła się dłuższa wędrówka połączona z podziwianiem widoków. Skręcam w lewo i zagłębiam się w las. Jestem na łagodnej stronie stoku Borowej, która od strony Rybnicy Leśnej jest bardzo niepozornym wzniesieniem. Idę wąską, leśną ścieżką, a dookoła otacza mnie wprost morze zieleni. Las jest bujny i gęsty, aż miło się przezeń przedzierać. Ta przyjemność nie trwa długo, po 15 minutach schodzę na żwirową szeroką drogę, którą schodzę ku przełęczy Pod Borową. Tu spotykam niebieski szlak, który prowadził również przez mijanego przeze mnie Kozła i szlak czerwony prowadzący na szczyt Borowej. Wejście jest... hm… nie, to trzeba po prostu zobaczyć. Powiem tylko, że jest bardzo stromo i nic nie zapowiada mozolnej wspinaczki. Stoję chwilę na przełęczy, na której nic nie pozostało po istniejącym tu (podobnie jak na przełęczy Szypkiej) schronie turystycznym. Został tylko kamienny słupek. Szkoda…

Schodzę w dół wciąż tą samą drogą. Mogłabym jeszcze skręcić do Jedliny Zdrój, leżącego nieopodal uzdrowiska, do którego prowadzi biegnący tędy szlak żółty. Dochodzę jednak do wniosku, że czas na obiad. Po 15 minutach jestem już na przełęczy Koziej, skąd tą samą drogą wracam do domu.

Kto by pomyślał, że czasem spacer zamienia się w niezaplanowaną wycieczkę...

tekst i fot.: Joanna Grzelak









co czytamy we wrześniu
1. Festiwalowe lato
2. Foto: Rozpoczęcie lata na...
3. Sprawy romskie
4. Stare zdjęcia: Biały Kami...
5. Gmina Głuszyca - główne i...

walbrzych.info
redakcja    reklama    logo, banery    regulamin    zgłoś błąd

Copyright © 2003-2022 walbrzych.info